poniedziałek, 14 stycznia 2013

Z polskiego podwórka

Gdyby ktoś nie daj Bóg miał potrzebę podglądania polskich aktorów w strojach rodem z pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, koniecznie musi przetestować repertuar Nowego Teatru w Warszawie.

Krzysztof Warlikowski, szef tej antrepryzy, swą wielką karierę rozpoczynał dość niemrawo (kiepsko przyjęty debiut, po kolejnych jego spektaklach słuch zaginął). Gwiazda zaczęła lśnić po premierach w warszawskim Teatrze Dramatycznym by świetliście rozbłysnąć na teatralnym firmamencie "Oczyszczonymi", spektaklem, który podzielił teatralną opinię publiczną (jeśli coś takiego w ogóle istnieje).

Jednym się nie podobało, że Jacek Poniedziałek i Thomas Schweiberer atakują widzów dwoma kroczami naraz bedąc bez odzieży. Inni - doceniając wybitną rolę Stanisławy Celińskiej kręcili nosem na jej rozbieraną scenę. Nie pamiętam za to, żeby komuś przeszkadzał penis między udami Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik. Cóż... Jaki kraj takie skandale. Czyżby osoby chcące uchodzić w polsce za opiniotwórcze nie miały genitaliów?
Po tym "haniebnym" pokazie licznych narządów (który ja uważam za wybitny spektakl, jeden z najważniejszych w ostatnich latach w Polsce) Warlikowski jakby nieco sklasyczniał i wystygł. Tworząc spektakle nieco przeestetyzowane, raczej wyrafinowane niż gorące, nadawał im niepotwarzalny sznyt, odciskał swój znak na każdym kolejnym. Nigdy jednak, moim zdaniem, nie stworzył przedstawiena gorętszego i bardziej pasujacego do swego czasu niż, właśnie, "Oczyszczeni".

Znakiem czasu jest, że ten waśnie twórca dochrapal się własnej sceny w Warszawie. No - prawie dochrapał, ma się jednak ku dobremu. Z tą decyzją o zatrzymaniu gwiazdy sceny w kraju, podjetą ostatecznie przez tak wiele osób, że nie wiadomo kogo spytać o uzasadnienie, można się zgadzać lub nie, trudno jednak przecenić jej wagę (szczególnie symboliczną). I zrozumieć urzędników-durniów, którzy prywatnym przedsiębiorcom (Janda, Kamiński, Żebrowski - by wymienić tych najbardziej rozpoznawalnych) rzucają kłody pod nogi, ale Krzysiowi lekką ręką dają.


No - tak czy siak Nowy Teatr oprócz produkcji Pana Dyrektora pokazuje również i inne przedsięwzięcia. Jednym z hitów 2011 roku (nie tylko w Warszawie) był spektakl "Życie seksualne dzikich" Krzysztofa Garbaczewskiego. Jak obiecuje tytuł, golizna i bielizna, by tak rzec, ściele się gęsto.



Kto docenia ten już widział. Kto nie zna - może warto poznać? Halo, ludzie, wielka sztuka!

Ludzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz