sobota, 30 marca 2013

Życzę Wam, żebyście pomalowali swoje jajka, na przykład tak, jak Jonathan Lopez: 


Do zobaczenia po Wielkanocy.

środa, 13 lutego 2013

Sinfonie #1

Oto przedsięwzięcie niezwykłe. Rejestracja przedstawienia łączącego ruch, taniec, multimedia, precyzyjnie operującego kolorem, odważnego. Warto poświęcić nieco ponad godzinę i obejrzeć nagranie.



"Sinfonie #1 - Nach der Tragödie, oder wofür es sich zu leben lohnt!" (cóż za tytuł!!!) w wykonaniu zespołu Kapitæl 2 Kolektif (reżyseria: Ersan Mondtag) ma wielu ojców - wystarczy spojrzeć na listę płac, która wymienia kilkadziesiąt nazwisk. Efekt końcowy wyraźnie prezentuje jednak, że było warto.

Chcę zwrócić Waszą uwagę jeszcze na jeden drobiazg: po liście płac widnieje informacja, że przedstawienie zostało zrealizowane za pieniądze prywatnych sponsorów przy wsparciu Münchner Kammerspiele.
Do kraju tego, gdzie prywatna kasa idzie na eksperyment teatralny (a nie na "Mayday") tęskno mi, Panie...

sobota, 9 lutego 2013

Oto jest Lotta

Lotta L'amour w wykonaniu Michelle L'amour chciałaby - i nie boi się.



Estrada to również teatr, umówmy się :)

wtorek, 5 lutego 2013

Golasy w onecie

Onet nieoczekiwanie przyszedł z pomocą tym, którzy uznają odzianych w bieliznę aktorów za nagich. Galeria poświęcona nagości w teatrze nie jest szczególnie powalająca a wystające żebra Edyty Herbuś bolą w oczy, niemniej - kto głodny, niech spróbuje się nasycić. Smakuje jak fast food, burger z krewetkami powiedzmy.

niedziela, 3 lutego 2013

Krystian Lupa

Tak, nie mogło zabraknąć Mistrza. Mistrza, który od czasu do czasu rozbiera na scenie kobiety, częściej zaś - chłopaków. Niekwestionowanym liderem defilowania bez odzieży w przedstawieniach Lupy jest bez wątpliwości Piotr Skiba.

Przypomniała mi się anegdota związana poniekąd z oboma artystami z nieodległej przeszłości. Swego czasu odbywaliśmy (kto chciał) wolontariat w Narodowym Starym Teatrze. Podczas jednej z rundek ("te plakaty tam, ulotki tutaj...", wiadomo) koleżanka nieopatrznie zwierzyła się pani z Biura Obsługi Widowni, że uwielbia Piotra Skibę na scenie. Na co Pani zza okularów: "Dziewczyna kocha się w Skibie??? Nooo...".

Trudno znaleźć (jeśli w ogóle można) zdjęcie nagiego Skiby w Sieci a nie chce mi się kombinować ze skrinami, musi więc wystarczyć anegdota. Krystian Lupa jeszcze wróci :)

czwartek, 31 stycznia 2013

Moreno Solinas

Moreno Solinas to utalentowany tancerz współpracujący m. in. z Bonachela Dance Company czy DV8 Physical Theatre. Produkuje również sola we współpracy z Igorem Urzelai.

Jedną z jego prac znalazłem niedawno - i dzielę się nią. Przed Państwem - "Uranus".



Co do tytułu - proponuję poczytać komentarze pod filmem, wszystko będzie jasne.

Jestem urzeczony poczuciem humoru i bezpretensjonalnością tego wykonania. Ach - no i te oczy, zwróćcie uwage na te oczy... ;)

środa, 23 stycznia 2013

Tak również można

Można, zastanawia mnie tylko - po co?!



Sztuka nie zawsze musi być zrozumiała, to prawda, zdążyłem się już z tym pogodzić. Musi być jednak w jakimś celu, za czymś lub przeciwko czemuś - albo chociaż mieć znaczenie impresywne. Tutaj zaś - no i co z tego?

piątek, 18 stycznia 2013

wtorek, 15 stycznia 2013

Aport!

Niekoniecznie trzeba się rozebrać by powiedzieć ze sceny coś bardzo ważnego. Wiemy o tym od momentu obejrzenia pierwszego ważnego przedstawienia 100% bawełna ;)

Performans grupy Via Negativa z Ljubljany mógłby się pewnie obejść bez golasów na scenie. Nie byłby wtedy jednak tak dojmująco uczciwy.

Ponieważ film ma zastrzeżone prawa autorskie, można go zobaczyć tylko na Vimeo.

Bestrosko bawiący się z aktorami widzowie nie wiedzieć kiedy stają się okrutnymi oprawcami, wszystkim zaś rządzi jedna, niewielka piłeczka...

Film nie jest długi, trwa niespełna trzy minuty, należy go zobaczyć.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Z polskiego podwórka

Gdyby ktoś nie daj Bóg miał potrzebę podglądania polskich aktorów w strojach rodem z pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, koniecznie musi przetestować repertuar Nowego Teatru w Warszawie.

Krzysztof Warlikowski, szef tej antrepryzy, swą wielką karierę rozpoczynał dość niemrawo (kiepsko przyjęty debiut, po kolejnych jego spektaklach słuch zaginął). Gwiazda zaczęła lśnić po premierach w warszawskim Teatrze Dramatycznym by świetliście rozbłysnąć na teatralnym firmamencie "Oczyszczonymi", spektaklem, który podzielił teatralną opinię publiczną (jeśli coś takiego w ogóle istnieje).

Jednym się nie podobało, że Jacek Poniedziałek i Thomas Schweiberer atakują widzów dwoma kroczami naraz bedąc bez odzieży. Inni - doceniając wybitną rolę Stanisławy Celińskiej kręcili nosem na jej rozbieraną scenę. Nie pamiętam za to, żeby komuś przeszkadzał penis między udami Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik. Cóż... Jaki kraj takie skandale. Czyżby osoby chcące uchodzić w polsce za opiniotwórcze nie miały genitaliów?
Po tym "haniebnym" pokazie licznych narządów (który ja uważam za wybitny spektakl, jeden z najważniejszych w ostatnich latach w Polsce) Warlikowski jakby nieco sklasyczniał i wystygł. Tworząc spektakle nieco przeestetyzowane, raczej wyrafinowane niż gorące, nadawał im niepotwarzalny sznyt, odciskał swój znak na każdym kolejnym. Nigdy jednak, moim zdaniem, nie stworzył przedstawiena gorętszego i bardziej pasujacego do swego czasu niż, właśnie, "Oczyszczeni".

Znakiem czasu jest, że ten waśnie twórca dochrapal się własnej sceny w Warszawie. No - prawie dochrapał, ma się jednak ku dobremu. Z tą decyzją o zatrzymaniu gwiazdy sceny w kraju, podjetą ostatecznie przez tak wiele osób, że nie wiadomo kogo spytać o uzasadnienie, można się zgadzać lub nie, trudno jednak przecenić jej wagę (szczególnie symboliczną). I zrozumieć urzędników-durniów, którzy prywatnym przedsiębiorcom (Janda, Kamiński, Żebrowski - by wymienić tych najbardziej rozpoznawalnych) rzucają kłody pod nogi, ale Krzysiowi lekką ręką dają.


No - tak czy siak Nowy Teatr oprócz produkcji Pana Dyrektora pokazuje również i inne przedsięwzięcia. Jednym z hitów 2011 roku (nie tylko w Warszawie) był spektakl "Życie seksualne dzikich" Krzysztofa Garbaczewskiego. Jak obiecuje tytuł, golizna i bielizna, by tak rzec, ściele się gęsto.



Kto docenia ten już widział. Kto nie zna - może warto poznać? Halo, ludzie, wielka sztuka!

Ludzie?

niedziela, 13 stycznia 2013

Requiem

Niezwykle piękne, plastyczne formy, połączenie ludzkiego ciała z kostiumoobiektem, wielki oddech sceny - wszystko zdaje się być w tym "Requiem".



Wydaje mi się, że to jedno z tych przedstawień, którego nie widziałem (i już nie zobaczę) a chetnie bym obejrzał. Nagie ciało ma tu swoją funkcję estetyczną i jest nieludzko, okrutnie piękne.
Inscenizacja i choreografia: Nanine Linning, podobnie scenografia i kostiumy.

sobota, 12 stycznia 2013

Jak zamordować Sarah Kane

Sarah Kane kochała ciało i psyche człowieka. Również swoje.

Miłości tej dawała wyraz w swoich utworach teatralnych - z których najmniej znanym jest chyba "Miłość Fedry".

Historia kazirodczego związku pięknej Fedry z pociągającym Hipolitem u niej zmieniła się w opowieśc o ciele pragnącym ciała. Kane udało się uwspółczesnić mityczną opowieść nie przez płaskie gadżety ale przez wbicie ją w ciało człowieka przełomu wieków.

Łatwo dać się zwieść pozorom: niby-prostackiemu językowi jej utworów, powierzchni, po której pływają brutalność, wulgarność i fizjologia - oraz pozornej fiksacji seksualnej. Trudno dostrzec w Kane poetkę ciała.

Niniejszy spektakl pokazuje, jak pięknie można zadźgać Kane na scenie. Przed Państwem "Miłość Fedry" wystawiona w Project Arts Centre na Temple Bar w Dublinie. Reżyseruje jason Byrne a główną rolę gra i najjaśniejszym punktem spektaklu jest Conor Cilian Madden.



I nie chodzi mi o to, że Madden rozbiera się. Masturbacja w teatrze też już była. W jego wykonaniu to jest lot, podczas gdy pozostali aktorzy podskakują, jedni niżej inni wyżej.

czwartek, 10 stycznia 2013

Darcie ryja i tarzanie się po scenie

Jest pewien fanpage na Facebooku, którego nazwa doskonale oddaje to, co myślę o dzisiejszej odsłonie nagości. Bo też faktycznie niewiele poza ekshibicjonizmem i smarowaniem się produktami w performensie, którego zapis poniżej, nie widzę.


Brown from Jonatan Lopez on Vimeo.


A Wy?

środa, 9 stycznia 2013

Pomiędzy menopauzą a starością

Taki tytuł nosi performans w wykonaniu Rocío Boliver. Dla odważnych.



Przyznać muszę, że obejrzałem go na raty. Performe zawsze wystawia siebie na ryzyko, to prawda. Jednak oglądanie tego wykonania we mnie budzi niemiłe łaskotanie w żołądku - i zwyczajny strach. Zaś kończący tę rejestrację - hmmm - akt jest - sam nie wiem.

Jeśli macie odwagę, obejrzyjcie sami.

wtorek, 8 stycznia 2013

Na zakrwawionej podłodze

W Sieci znaleźć można wszystko. Wybaczcie truizm :) Wśród tego wszystkiego - również i filmy zawierające nagie sceny, wyjątki ze spektakli dramatycznych czy (częściej) tanecznych. Wiele z nich to chamskie, kiepskiej jakości nagrania wykonane z widowni. Niektóre są rzetelnie wykonaną dokumentacją projektu artystycznego. Inne jeszcze to artystyczne przetworzenia teatralnego tu-i-teraz.

Z tej ostatniej kategorii jest film, który chcę Wam dzisiaj pokazać. Pięknie nieapetyczny, radośnie groźny, ujmujący. "Ritual".



Jest coś niezwykle, ponadludzko wręcz szalonego w tym filmie.

Kredyty:

Reżyseria: Ersan Mondtag, muzyka: Diana Syrse, zdjęcia: Stefan Dworak, Sabine Koder, Florian Seufert, montaż: Florian Seufert.
Wykonawcy: Lukas Hupfeld, Jonas Grundner-Culemann, Josef Mattes, Anna Sophie Schindler, Philipp Reinhardt, Thomas Hauser.
Film prezentuje fragment przedstawienia "1. Sinfonie - Nach der Tragödie" kolektywu artystycznego "Kapitæl 2 Kolektif". Można ich wesprzeć finansowo na przykład poprzez stronę z filmem.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Nie tylko do popatrzenia

O nagości w praktyce teatralnej można również mówić. Nie tylko wulgarnie - również pięknie.

Stanisława Celińska, która prawie piętnaście lat temu rozpoczęła tryumfalny pochód od jednej do kolejnej roli w spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego, doskonale wie, po co się na scenie rozebrać.

Zdawałam sobie sprawę, że partnera, czyli Tinkera, muszę w roli zderzyć z moim ciałem. Robimy tę scenę. Tam jest napisane: kobieta obnaża pierś i podaje do ust Tinkerowi. Napisane? No to wzięłam i obnażyłam pierś, podałam do ust. I teraz spojrzałam na Krzyśka, i tu już się zesrałam, za przeproszeniem. Mówię: ''No dalej, to ja już nie wiem. Bo co, rozebrać się i kochać?''. A Krzysiek: ''Dalej to usiądziecie na krzesłach, weźmiecie się za ręce i wszystko odbędzie się w wyobraźni''. Ja mówię: ''O Boże, dzięki ci''. Bałam się aktu, ja ze swoim cielskiem i taki teatr. Ale już od początku podobało mi się, że położył mi dywanik, że nie było prawdziwej kabiny, tylko wszystko zrobione przez światło, że to teatr wyobraźni, który kocham.

I jak mi powiedział, że nie będzie aktu, to już dalej ruszyliśmy spokojnie i ja już siedziałam z tymi cyckami.

Można kręcić nosem na przeestetyzowane wyrafnowanie przedstawień Wielkiej Gwiazdy Polskiej Reżyserii, można nawet nie być fanem gry aktorskiej Celińskiej, jednak jak można jej nie kochać ;) ?!

Cała, bardzo intersująca rozmowa Celińskiej z Daruszem Zaborkiem została zamieszczona w "Wysokich obcasach", jest dostępna również on-line. Szczerze polecam.

niedziela, 6 stycznia 2013

Pod przykryciem

Męczącm truizmem stało się powtarzanie, że współcześni reżyserzy nad wyraz chętnie rozbierają na scenie mężczyzn, prawda?

Niektórzy jednak dbają o to, by ów obnażony aktor coś jednak na sobie miał.

Do dzieła zatem (to nie jest trudne wyzwanie): jaki reżyser rozebrał jakiego aktora zostawiając mu taką... hmmm... tąbkę (?).



Zdjęcie popełnił Kuba Dąbrowski.

Nagród nie ma, wiadomo.

ATP

ATP w reżyserii Tamary Cubas to dzieło czyste, proste i w swojej skromności bardzo szlachetne.

W białych ścianach troje wykonawców (Mariana Marchesano, Miguel Jaime i Santiago Turenne) wchodzi w interakcje. Raz liryczne, miłosne i pełne uniesienia, innym razem - agresywne i niepokojące. Niepokojące również dlatego, że widownia (co widać na nagraniu) siedzi bardzo blisko artystów. Kombinacje golizny, bielizny i ubrania nieustannie się zmieniają, napięcie między wykonawcami pięknie faluje i migocze. Zwróćcie uwagę na funkcje mikrofonów i tego, jakie dźwięki udaje się z nich wydobyć przy pocieraniu, dotykaniu i innym dźwiękowym rejestrowaniu nagiego ciała.

Całość spektaklu jest dostępna na portalu Vimeo w częściach. 

Pierwsza:




Druga:



Mądrze to wymyślone, prosto, bez nachalności, w jakiś sposób naturalnie. Jestem wielkim zwolennikiem takiego teatru.

Acha - jest jeszcze świetny trailer:

Niedopokazane

To ciekawe, drażniące się z widzem wykonanie (bo jak ten pokaz inaczej nazwać?). Teatr gestu, ruchu, subtelnego poczucia humoru, do tego - dość konceptualny.



"Dormant Swell" ("Uśpiony obrzęk"?)

sobota, 5 stycznia 2013

Czego nie wolno pokazać na scenie?

Łącząc się duchowo z brazylijskim Teatro Oficina chciałbym zauważyć, że zarówno masturbacja jak i orgazm, w wykonaniu każdej z płci, po święceniu tryumfów w Antyku wróciły radośnie na współczesne sceny.

Link do fragmentu spektaklu "Cacilda" granego na przełomie stuleci, jest tutaj. Nie potrafię zagnieździć filmu z Vimeo.

piątek, 4 stycznia 2013

Aneks do poprzedniego wpisu

Jeszcze jedna sprawa.

W trakcie poszukiwań materiałów do wpisu o "Operetce" znalazłem taką informację:


Potyczka z "Operetką"

Uprzejmie informuję red. Martę Fik (Polityka 18), iż przedstawienie "Operetki" Witolda Gombrowicza w łódzkim teatrze nie było polską prapremierą. Po raz pierwszy ów "monumentalny idiotyzm operetkowy idący w parze z monumentalnym patosem dziejowym", (Gombrowicz) wystawił ST "Nurt" i ST "Paradoks-bis" w Poznaniu 23 kwietnia 1972 r. Spektakl niewątpliwie dyskusyjny, ale oryginalny, odważnie przekraczający granice tradycyjnej inscenizacji, reżyserował Janusz Nyczak - ceniony dziś reżyser Teatru Nowego w Poznaniu. Poznańska wersja "Operetki" cieszyła się dużą popularnością; obejrzało ją tysiące poznaniaków i "teatromanów" z całej Polski. W tonie entuzjastycznym recenzowały przedstawienia Nyczaka centralne pisma studenckie oraz prasa lokalna.

Polityka nr 21, 24 maja 1975r., źródło pod tym linkiem.

Czy komuś z Was obiło się coś takiego o uszy? Może ktoś ten spektakl widział? Jestem bardzo ciekaw.

Szczypta historii

"Albertynka - cud dziewczynka" oraz "To nóżka ma - ach, nie, nie nie twa" i inne lekuchne, ulotnie piękne częstochowskimi rymami wersy z libretta Gombrowiczowskiej "Operetki" nie mogą nie zostać na dłużej w uchu kogoś, kto zobaczył mądrą, zmyślną realizację tego tekstu. Mnie się udało kilkakrotnie obejrzeć inscenizację Jerzego Grzegorzewskiego. Ach!

Ale nie o tym tylko miało być.

Miało być o chyba najsłynniejszej Albertynce w dziejach polskich premier "Operetki". Dla przypomnienia: Albertynka to ta, co na końcu chodzi na golasa a wcześniej wcale nie wydaje się taka ważna. Do tego jest młoda i piękna. Wystarczy?

Pierwszą* Albertynką w Polsce, pod Kazimierzem Dejmkiem, była Janina Borońska (obecnie Borońska-Łągwa, od 15 lat niepracująca w zawodzie). Wystąpiła w prapremierowej inscenizacji w Teatrze Nowym w Łodzi (premiera: 13 kwietnia 1975r.) u boku m. in. Mieczysława Voita, Ludwika Benoit czy niesławnej Mirosławy Marcheluk (tak, tak, to ta pani od afery o stołek dyrektora w tymże teatrze sprzed kilku lat). Recenzenci nie są zgodni jednak co do tego, czy Borońska w finale śpiewała nago. Radzą sobie z tym kłopotliwym zadaniem różnie. Niektórzy obchodzą temat chyłkiem-boczkiem. Inni przywołują jednoznacznie nagie ciało. Na horyzoncie majaczy jednoczęściowy kostium, mowa również o bieliźnie albo o tym, że Albertynka nie była całkiem naga ponadto zaraz ją ubrano (!). Ktoś jeszcze precyzuje: mignął na scenie biust - a zaraz potem pojawiła się jakaś okrywająca ciało pelerynka.
Najbliższy prawdy jest chyba recenzent "Sztandaru Młodych, który wspomina o peniuarze. Tak to zostawmy. Peniuar jest Gombrowiczowski.

Co do najsłynniejszej z Albertynek zaś - stała się nią chyba Joanna Pacuła w niezwykle chwalonym i nagradzanym spektaklu z warszawskiego Teatru Dramatycznego (reż. Maciej Prus, prem. 8 maja 1980r.). Notabene: Pacuła była dublowana w tej roli przez Krystynę Wachelko-Zaleską o czym o ile mi wiadomo nie zająknął się ani jeden recenzent.
W obsadzie oprócz Pacuły - wielkie tuzy teatralne: Gustaw Holoubek/Andrzej Żarnecki (Mistrz Fior), Zbigniew Zapasiewicz (Książę Himalaj), Halina Dobrowolska (Księżna Himalaj), Piotr Fronczewski/Marek Kondrat (Hrabia Szarm), Witold Skaruch (Profesor) czy Marek Obertyn (Hrabia Hufnagiel).
Z dzisiejszej perspektywy jest to spektakl legendarny (uwaga, nastąpił sarkazm). Jacek Sieradzki pisze na przykład: "Po Warszawie krążyły wtedy legendy o zasapanych z przejęcia pułkach wojska na widowni Dramatycznego dziarsko znoszących dwugodzinne Gombrowiczowskie wywody w oczekiwaniu na finał, w którym swą myszkę wystawiała na pokaz Joanna Pacuła, później pomniejsza gwiazda Hollywood" (nieszczególnie to smaczne, prawda?). Wtóruje mu Jacek Wakar: "O nagości Joanny Pacuły (...) mówiło się z wypiekami na twarzy. Krąży legenda, że do warszawskiego Teatru Dramatycznego, gdzie grano spektakl, zjeżdżały wycieczki żądnych wrażeń rezerwistów. W końcu bilety były tańsze niż wizyta w klubie go go". Ta sama legenda powraca u Anety Kyzioł: "Duża część widzów na spektakl Macieja Prusa z 1980 r. przychodziła wcale nie po to, by podziwiać wybitne kreacje Gustawa Holoubka czy Zbigniewa Zapasiewicza. Spokojnie przeczekiwali dwie godziny Gombrowiczowskich dywagacji o formie, żeby na końcu odebrać swoją nagrodę - nagą Albertynkę o rewelacyjnych kształtach Joanny Pacuły. Podobno na "Operetkę" w Dramatycznym przychodziły całe oddziały Ludowego Wojska Polskiego w szyku zwartym".
Ciekawa ta legenda. Bardzo, by tak rzec, miejska. Żadnego jej echa jednak znaleźć nie można w recenzjach "z epoki".
Przeciwnie nawet: recenzenci wspominają o uwzniośleniu finałowego aktu - przy jednoczesnym utrzymaniu go w ryzach formy. "Wskrzeszenie czystości, nagości, jej triumf nad maską, pozorem, obłudą Prus rozegrał bardzo ładnie. Przy dźwiękach wzniosłej muzyki wydobywającej napięcie pokazał kwintesencję nagości (Joanna Pacuła). Czyni to subtelnie, bez wulgarności, taniego erotyzmu" pisze Marta Sztokfisz.
Mniej zbornie - ale z sensem pisze w tekście pod znamiennym tytułem "Nagość" Henryk Bieniewski: "(...) spektakl jest ciekawy, grany przez wybitnych aktorów, przesłanie Gombrowicza w sumie dociera do widowni, nie mówiąc już o Albertynce, która zgodnie z wolą autora prezentuje widowni wyśnioną przez siebie nagość. A że jest to nagość estetyczna i bez osłonek, zadowolona publiczność nagradza "Operetkę" rzęsistymi brawami". Fakt, nieco mniej subtelnie też ale za to bez idiotycznych historyjek o Ludowym Wojsku Polskim.
Ładnie podsumowuje rozbierankę Lucjan Kydryński: "Joanna Pacuła (...) z tak uroczą swobodą i naturalnością obnosi w finale swoją - bardzo piękną, nawiasem mówiąc - autentycznie młodą nagość ludzką".
Wreszcie Wojciech Natanson wnikliwie spogląda poza gołe ciało: "Joanna Pacułówna gra Albertynkę, zaznaczając rezolutność i prostotę. Mniej się udały senne wizje, za mało wycieniowane. Końcowe >>wskrzeszenie<< nie jest zasadniczym efektem finału. Bunt przeciw wieżom cywilizacji i stroju jest tu dyskretniejszy i bardziej złożony, jak >>galop<< przemian i niepokój >>resentymentów<<".
Można bez tych wszystkich "myszek" i spoconych kaprali? Można!

Dla tych wszystkich jednak, którzy by tę "myszkę" (nie)szczęsną chcieli sobie przynajmniej wyobrazić - gratka z przepastnych archiwów Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego w Warszawie. Autor zdjęcia: Marek Holzman.



Fotka jest najwyraźniej z próby (odzież), widać jednak, że to TA scena. Ale - czy to Pacuła czy Wachelko-Zaleska? Nie poznam.

Co ciekawe i generalnie nas interesujące, już w 1975r. Marta Fik pisała w kontekście łódzkiej inscenizacji, że Dejmek "Albertynkę ubiera na koniec w majtki i jakiś kubraczek. Zapewne ma w tym racje, albowiem nagość w teatrze stała się już dość dawno po prostu strojem tzw. nowoczesności". Drodzy krytycy, drodzy recenzenci, poczytajcie klasyków zanim zaczniecie sarkać.

PS: W trakcie zbierania materiałów do tego wpisu znalazłem wspaniałą historię związaną z pokazem warszawskiej "Operetki" bodajże z 15 maja 1981r. Zajrzyj tutaj i uruchom wyobraźnię.

czwartek, 3 stycznia 2013

Inicjacja

"No to zaczynajmy. Zacznijmy. Zaczynam".

Tylko w taki sposób, takim cytatem można rozpocząć bloga o teatrze. O szczególnym aspekcie teatru. O goliźnie i bieliźnie.


Chcę, żeby ten blog stał się "pinterestem" dla wzmianek o golasach i prawie_golasach w teatrze polskim i światowym. Żeby pomieślił w sobie zdjęcia i filmy, żeby był linkarnią do różnych potencjalnie interesujących miejsc. Warunek jest jeden: pontencjalne zainteresowanie musi wiązać się z golizną na scenie.


Nie zawsze w scenicznej rozbierance chodzi o to, żeby przywabić widownię "na cycki" znanej blond piękności. Choć czasem - oczywiście, tak. Nagość jednak może być też środkiem do celu, nie wylącznie celem samym w sobie - i o tym przede wszystkim chciabym tutaj pisać.


Na dobry początek: Mikołaj Mikołajczyk, mądry facet i świetny tancerz, w swoich spektaklach często się rozbiera. Niektóre przedstawienia (taneczne sola) wykonuje nago od początku do końca. Wie jednak również, że czasem pokazując mniej - pokazuje więcej. Oto w jego wykonaniu finał "Lubiewa" z krakowskiego Teatru Nowego, przejmujące zakończenie przegadanego spektaklu:





Stay tuned!